Obecna sprawa Viva
Danny Vivas jest praktykantem iw związku z tym nie zarabia dużo. Mimo to długo odkładał pensję na praktykę iw końcu spełnił swoje marzenie: To powinna być e-deskorolka! Z tym Vivas ścigał się przez Würenlos, ale uważał, aby nie włączać napędu elektrycznego na ulicach. Spotkał się z nim dwóch policjantów i sam fakt, że mógł włączyć napęd, skazał go teraz na wysoką karę. Vivas założył, że e-deskorolka z wyłączonym silnikiem liczy się jak normalna deskorolka. Szedł po chodniku, poruszając się wyłącznie siłą nóg.
Jednak policjanci rzekomo usłyszeli dźwięk silnika i nie mogli być przekonani, że deskorolka wyda podobny dźwięk przy wyłączonym silniku. Pozwoliliby mu jechać dalej, ale następnego dnia został wezwany na komisariat. Tam pytanie brzmiało, czy jeździł na desce, na co Vivas odpowiedział twierdząco. Właściwie jeździł na e-deskorolce, tyle że bez napędu silnikowego.
W efekcie Vivas otrzymał mandat karny, w którym stwierdzono, że doszło do kilkukrotnego naruszenia przepisów ruchu drogowego. Powód: właściciel wiedział, że nie wolno mu jeździć po drogach publicznych, a i tak by to zrobił, ale e-deskorolka nie miała ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej ani tablicy rejestracyjnej.
Vivas złożył sprzeciw, ale wycofał go za radą swojego adwokata. Nie mógł udowodnić, że miał rację i powinien teraz zapłacić karę. Został ukarany grzywną w wysokości 960 franków, która pochodziła z grzywny i opłat administracyjnych.
Sytuacja prawna z e-deskorolkami
Sądownictwo widzi sprawy nieco węższe niż większość posiadaczy nowoczesnych e-deskorolek i hoverboardów: nie obchodzi ich, czy silnik jest ustawiony, czy nie. Faktem jest, że istnieje i teoretycznie może być używany.
Problem z tymi pojazdami: zwykle nie są napędzane siłą mięśni, ale mają silnik. Pozwala im to osiągać prędkość do 15 km/h, czasem nawet wyższą. Z drugiej jednak strony są ubezpieczyciele od odpowiedzialności cywilnej, którzy uważają, że osoby towarzyszące nie nadają się do ruchu drogowego, a zatem nie podlegają ubezpieczeniu. To z kolei stwarza problem: z jednej strony deskorolki są zbyt szybkie, aby można je było uznać za pojazdy dla dzieci, z drugiej strony nadal są tak deklarowane. Bez ubezpieczenia, ale bez dopuszczenia do ruchu drogowego, więc fani e-deskorolek kręcą się w kółko.
E-deskorolkami i hoverboardami można więc jeździć tylko tam, gdzie nie stanowią zagrożenia dla ruchu drogowego, czyli na terenach prywatnych. Ponieważ jednak większość deskorolkarzy nie chce być na wyboistym terenie, ale chce używać swojego pojazdu w życiu codziennym, obowiązujące prawo w Szwajcarii jest wielokrotnie przekraczane i łamane. Wspomniane na wstępie 960 franków nałożone na Danny'ego Vivasa to nadal kara minimalna, bo za takie naruszenie należy się co najmniej 400 franków. Pozostałe 560 CHF można traktować jako opłatę manipulacyjną. Jednak kary w wysokości do 1200 CHF (plus opłaty manipulacyjne) są możliwe i były już nakładane w przeszłości.
Wniosek: Lepiej obejść się bez e-deskorolek i hoverboardów w przestrzeni publicznej
E-deskorolki i hoverboardy w najlepszym razie nie powinny być w ogóle używane w przestrzeni publicznej, ponieważ nie są tu dozwolone nawet bez wspomagania motorycznego. Prawo nie czyni rozróżnienia między silnikiem wycofanym z produkcji a silnikiem nieużywanym. Więc jeśli nie chcesz ryzykować mandatu, wolisz używać zwykłej deskorolki i jeździć na elektrycznych karuzelach tylko w swojej prywatnej przestrzeni.